Na wstępie powiem, że jest to jeden z filmów do których często wracam. Skąd więc ocena 6/10? Bo film do ambitnych niestety nie należy, i kierowany jest przedewszystkim do osób obeznanych z FFVII. Atmosfera gry oddana jest nieźle, choć mogłobyć lepiej - nie czuć wielkości świata, a 'dramatyzm' sytuacji jest momentami zbyt teatralny przez co dość sztuczny. Zaletą filmu są sceny walk. Oczywiście mamy tu różnego rodzaju maupie-skoki-wygibasy ale nic z JohnaWoo, więc pod wym względem FF:AC kładzie Appleseed: ExMachina w pierwszej rundzie. Do gustu przypadła mi też paleta kolorów: żadnych tęczowych efekciorów, wsztysko stonowane, wymieszane z czernią i szarością. Jednak brakuje trochę 'brudku' postapokaliptycznego świata. Reasumując: otrzymujemy niezobowiązującą rozrywkę osadzoną w oryginalnym świecie który wymyslić mogli tylko japończycy - ni to s-f ni fantasy. Po prostu włączasz i delektujesz się tym co widzisz, nie wysilając zbytnio szarych komórek. W sam raz na rozluźnienie. Dla fanów gry pozycja obowiązkowa.